Zobacz także: Ukryte funkcje w kasach samoobsługowych Biedronki. Mało kto o nich wie
Polak potrafi, czyli jak oszukać kasę samoobsługową?
Polacy stosują różne triki, celem oszukania kas samoobsługowych. W maju tego roku opisywaliśmy historię oszusta z Sokołowa, którego działania udaremniła maszyna. Dopuścił się najpopularniejszej z form oszustwa na kasie, czyli „nabijania” tańszych towarów zamiast droższych, o tej samej masie. Za takie przestępstwo grozi kara od 6 m-cy do 8 lat pozbawienia wolności. Niektórzy są jeszcze bardziej zuchwali.
Serwis miastokolobrzeg.pl opisuje historię kobiety w ciąży, która za zakupy nie zapłaciła, ale chciała opuścić sklep. Została zatrzymana przez ochroniarzy, którzy wezwali policję. Policjanci finalnie puścili kobietę wolno, bowiem nagranie z monitoringu pozwalało przypuszczać, że po rzekomej próbie dokonania płatności doszło do błędu terminala, którego kobieta nie zauważyła.
„Żeby doszło do działania bezprawnego w tym przypadku, musi być ono zamierzone. Funkcjonariusze sprawdzili monitoring i czegoś takiego nie stwierdzili” – mówi inspektor Dariusz Hoc, komendant powiatowy Policji w Kołobrzegu.
Problem polega na tym, że w podobny sposób działają oszuści, na co narzekają pracownicy sklepów.
Sposób na ominięcie kasy samoobsługowej
Właściciele sklepów utyskują na klientów, którzy podchodzą do kas bezobsługowych i nie płacą z premedytacją. Powołują się na roztrzepanie, błędy kas, a nawet… Alzheimera.
„W kasach bezobsługowych ludzie nie płacą z premedytacją. Jak nie widzę jak oszukują, moja wina. Moja strata. Tysiące złotych miesięcznie. Przykładają karty i telefony. Pikają ale nie płacą. Nie mają pieniędzy na tych kontach. Albo nie wbijają pinów. I wychodzą. Po prostu wychodzą i udają że nic się nie stało. Albo mówią, że są chorzy i to ich tłumaczy” – mówi czytelnik serwisu miastokolobrzeg.pl, właściciel jednego ze sklepów w Kołobrzegu.
Policjanci często przyjeżdżają na miejsce i nie zatrzymują oszustów. Dlaczego? Bo zakupowicze mają uniwersalną wymówkę: chcieli zapłacić, ale automat nie pobrał płatności. Udowodnienie wykroczenia jest szalenie trudne, także dlatego, że kasy samoobsługowe bywają kapryśne.
Kasy samoobsługowe w Lidlu. Aby opuścić sklep niezbędne jest zeskanowanie paragonu z kasy. | Źródło: Lidl
„Pani twierdzi, że chciała zapłacić. Przyłożyła kartę, ale nie miała środków na koncie. Nie przeszkodziło jej to wyjść z zakupami, choć nie zapłaciła. Powiedziała, że pomyliła karty. Młodzież twierdzi, że w telefonach nie było zasięgu i płatność nie poszła. Ale alkohol schowali do plecaków. Miałam też klienta, który krzyczał, że zapłacił, a mnie nazwał naciągaczką. Monitoring wykazał, że nie wpisał kodu PIN za zakupy na kwotę ponad 100 zł. Kłamał, ale stwierdził, że ma sklerozę i zapomniał. Mogę tak opowiadać bez końca” – żali się kasjerka z jednego z dyskontów.
Sposób na klientów cwaniaków, oszustów i złodziei
Policjanci w sezonie wakacyjnym mają ręce pełne roboty z podobnymi przypadkami. Kradzieże poniżej 500 złotych to prawdziwa plaga. Dopiero przy czynie ciągłym można wyciągnąć wobec oszusta nieco bardziej zniechęcające go do oszustw konsekwencje.
Na ten moment jedynym skutecznym wyjściem z sytuacji wydają się bramki, które nie wypuszczą klienta sklepu, o ile nie zeskanuje on paragonu z kasy samoobsługowej. Niestety i to rozwiązanie nie jest idealne…
Czytaj również: Klienci uwięzieni w Lidlu. Kasy samoobsługowe zawodzą
„A to się łatwo obchodzi. W kasie się nie płaci, a wychodzi pan jak ktoś inny otworzy barierkę. Proste?” – mówi pracownik Lidla.
Źródło: miastokolobrzeg.pl