W postulowanych zmianach najważniejszy z przepisów dotyczy definicji UTO. Według noweli jest nim „urządzenie konstrukcyjnie przeznaczone do poruszania się wyłącznie kierującego znajdującego się na tym urządzeniu, o szerokości nieprzekraczającej w ruchu 0,9 m, długości nieprzekraczającej 1,25 m, masie nieprzekraczającej 20 kg, wyposażone w napęd elektryczny, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 25 km/h.” Co ciekawe, pojazdy określane mianem „rower” mają zaliczać się do UTO. Co z rowerami miejskimi o masie przekraczającej 20 kilogramów? Nie wiadomo.
Powyższe przepisy oznaczają w teorii, że z mocy prawa hulajnogi elektryczne obłożone będą tymi samymi restrykcjami, co rowery. Praktyka i dokładniejsze wczytanie się w tekst ustawy pokazuje, że istnieje sporo wyjątków.
Przede wszystkim, UTO będą musiały poruszać się po drogach rowerowych. Jeśli takiej drogi nie ma, obowiązywał będzie nakaz przemieszczania się po jezdni, o ile prędkość dopuszczalna wynosi na niej maksymalnie 30 km/h. Jeśli nie ma w pobliżu drogi rowerowej lub ciągu dla rowerów i pieszych, ani też jezdni spełniającej ww. warunek, na UTO można poruszać się chodnikiem, o ile ten ma szerokość co najmniej 2 metrów. Jeśli żaden z warunków nie zostaje spełniony, hulajnogę trzeba wziąć do ręki, a cięższe UTO – najwyraźniej na plecy.
Ustawa nie przewiduje warunkowej możliwości jazdy po chodniku przy zachowaniu odpowiednio niskiej prędkości. Dzieci do lat 10 z UTO korzystać nie będą mogły, nawet pod nadzorem opiekunów prawnych.
Wszystkie urządzenia, które nie będą dostosowane do nowych przepisów, będą musiały do niej zostać przystosowane w ciągu 6 miesięcy od wejścia przepisów w życie. Czy to oznacza obowiązek stosowania ograniczników prędkości w już zakupionych hulajnogach elektrycznych i innych UTO? Wiele na to wskazuje.
Kto będzie badał, czy dane UTO porusza się z dopuszczalną prędkością? Tego nie wie zapewne nawet sam prawodawca.
Prognozuje się, że obecnie z UTO korzysta nawet 10% Polaków.
Źródło: Rządowe Centrum Legislacji