Jako osoba z krótkowzrocznością na co dzień noszę okulary korekcyjne. Choć zamiast tego mogłabym korzystać z soczewek kontaktowych, mam wiele powodów ku temu, by tego nie robić. Jednym z nich jest kwestia wygody. Niezależnie od tego czy mowa o soczewkach dostępnych za niższą, czy wyższą opłatą (a wypróbowałam wiele), ich noszenie jest dla mnie niekomfortowe – po prostu bardzo szybko zaczynam czuć, że w oku mam ciało obce – ciało obce, które mam ochotę natychmiast wyjąć. Skoro korzystanie ze zwyczajnych soczewek w moim przypadku powoduje dyskomfort, trudno mi sobie wyobrazić noszenie jakichkolwiek „soczewek przyszłości” – soczewek wyposażonych w elektronikę, które mimo wysiłków wielu firm wciąż nie ujrzały światła dziennego.
Nad najnowszą iteracją takich „soczewek przyszłości”, które mają oferować technologię rozszerzonej rzeczywistości, pracuje start-up Mojo Vision. Jego soczewki mają być wyposażone w radio, czujnik ruchu oraz matrycę światłoczułą, a także wyświetlacz o rozdzielczości… 14 tysięcy ppi. Dla porównania, rozdzielczość ekranu w iPhone’ie 11 wynosi 326 ppi. Firma pokazała na tegorocznych targach CES ich prototyp, jednak temu bardzo, bardzo dużo brakuje do finalnego, obiecywanego produktu.
Prototyp był wyposażony w zielony, monochromatyczny ekran (o nieznanej rozdzielczości), a na dodatek był podłączony do sporej baterii i zewnętrznego procesora. Przedstawicielom The Verge, którzy mieli okazję zobaczyć go podczas targów, nie pozwolono nawet na włożenie go do oka. Technologię można był przetestować jedynie poprzez zbliżenie soczewki do twarzy.
Start-up twierdzi, iż w przyszłości jego soczewka mogłaby pomagać osobom z wadami wzroku, pozwalając im między innymi na korzystanie z zoomu optycznego. Poza tym, można by ją zaprogramować tak, by ta wyświetlała takie parametry jak prędkość poruszania się, odległości do poszczególnych punktów w polu widzenia i inne informacje. Póki co można o tym wszystkim jednak tylko pomarzyć.
Prawdę mówiąc, nie wróżę start-upowi sukcesu. Nawet jeśli uda mu się wyposażyć soczewkę we wszystkie elementy, w które chciałby ją wyposażyć (nad czym prace potrwałyby jeszcze długie lata), jestem ciekawa, jak ten zamierza sprawić, że noszenie soczewki nafaszerowanej układami elektronicznymi będzie komfortowe. Wydaje mi się po prostu, iż trudno firmie będzie znaleźć konsumentów, którzy byliby w stanie znieść obecność takiego urządzenia oczu przez dłuższą chwilę. Wierzę, że wciąż nierozwiązana kwestia komfortu była jednym z powodów, w związku z którym start-up nie pozwolił na włożenie soczewki do oka podczas targów CES.
Problematyczne mogą być również kwestie finansów. Chociaż firma uzbierała 100 milionów dolarów na rozwój soczewki, te pieniądze mogą bardzo szybko wyparować (cóż, rozwój technologii kosztuje), pogrążając start-up – jak to często bywa w przypadku takich projektów.
Warto dodać, że firma Mojo Vision nie jako pierwsza pracuje nad soczewkami z wyświetlaczem. Pewna grupa badaczy rzekomo testowała taką soczewkę już w 2011 roku, na co ostatecznie nie pojawiły się żadne dowody. Potem, odpowiednio w 2014 i 2016 roku, podobną technologię opatentowały Google oraz Samsung, ale nigdy nie przedstawiły żadnych jej prototypów.
Źródło: The Verge