Toyota wprowadza mikrotransakcje. Kroczy śladami BMW i Mercedesa

Maksym SłomskiSkomentuj
Toyota wprowadza mikrotransakcje. Kroczy śladami BMW i Mercedesa
Wyposażenie samochodów jako usługa. Doskonały sposób na dodatkowe zyski dla korporacji, prawda? Tę drogę jakiś czas temu wytyczyło BMW i Mercedes-Benz, ku umiarkowanej satysfakcji ze strony konsumentów. Teraz swój kamyczek do tego ogródka wrzuciła Toyota. Właściciele samochodów Toyoty tej marki będą teraz musieli płacić 8 dolarów miesięcznie (ok. 32 złote), aby zdalnie uruchomić swoje samochody.

Samochody Toyota z mikrotransakcjami

Kiedyś kupując samochód miało się pewność, że transakcja zostało zakończona w momencie złożenia zamówienia. Koncern nie zarabiał na danym kliencie do momentu kupienia przez niego nowego pojazdu lub akcesoryjnego wyposażenia, które dało się czasem jeszcze dołożyć do auta. Obecnie sytuacja zaczyna wyglądać nieco inaczej, a korporacje wprowadzają kolejne funkcje dostępne wyłącznie w ramach miesięcznego abonamentu.

Czytaj także: Poduszka powietrzna przestanie działać, jeśli nie opłacisz abonamentu

W ostatnim czasie obserwujemy wzrost liczby usług abonamentowych, które gwarantują koncernom, że obecni klienci będą nadal generować im cykliczne przychody. Tak stało się właśnie w przypadku Toyoty, która od teraz pobiera od klientów 8 dolarów miesięcznie, aby ci nadal mogli używać funkcji zdalnego uruchamiania pojazdów o nazwie Toyota Remote Connect, która była darmowa (czy raczej: oferowana za darmo w ramach okresu próbnego) od 2018 roku w wybranych modelach aut.

Toyota dołącza już omawianą subskrypcję w pakietach promocyjnych. Samochody z dokupionym pakietem Audio Plus zapewnią użytkownikom bezpłatny trzyletni okres próbny, a z pakietem Premium Audio – 10-letni okres próbny.

Takie ruchy mają ułatwiać produkcję aut

Pilot Toyoty to fizyczny brelok, komunikuje się bezpośrednio z pojazdem za pośrednictwem częstotliwości radiowej i nie jest mu potrzebne zdalne połączenie z serwerami Toyoty. Po co więc wymagać dodatkowo płatnego abonamentu?

Koncerny bronią się, że nie raz bardziej opłacalnym jest wyprodukowanie dużej liczby aut z ukrytymi za „paywallem” funkcjami, niż dzielenie produkcji na auta pozbawione określonego wyposażenia oraz w nie wyposażone. Konsumentom wydaje się z kolei, że to oni ponoszą koszt stosowania określonych modułów w swoim aucie, nawet gdy z niego nie korzystają, bo nie opłacają abonamentu.

Niektórzy konsumenci wyrażają ponadto obawę, że wkrótce samochody oraz ich funkcje przestaną być ich własnością. „Pada deszcz? Zapłać 0,25 dolarów na aktywację wycieraczek i kolejne 0,99 dolarów za minutę, aby działały” – ironizuje jeden z nich. „Samochody jako usługa. To co robi Toyota to scam” – pisze inny.

A Wy jak oceniacie takie pomysły?

Źródło: thedrive, techspot

Udostępnij

Maksym SłomskiZ dziennikarstwem technologicznym związany od 2009 roku, z nowymi technologiami od dzieciństwa. Pamięta pakiety internetowe TP i granie z kumplami w kafejkach internetowych. Obecnie newsman, tester oraz "ten od TikToka". Miłośnik ulepszania swojego desktopa, czochrania kotów, Mazdy MX-5 i aktywnego uprawiania sportu. Wyznawca filozofii xD.