„Ta sprawa poważnie naruszy zaufanie społeczeństwa do naszego wymiaru sprawiedliwości”, słusznie zauważa duński Minister Sprawiedliwości, Nick Haekkerup, w wydanym kilka dni temu oświadczeniu.
Okazało się, że baza rekordów była niekompletna i zawierała mniej szczegółowe dane, niż powinna. Błąd udało się naprawić w marcu bieżącego roku, od razu po wykryciu przez ekspertów ds. bezpieczeństwa z duńskiej policji. Był to jednak tylko jeden z problemów. Drugi, znacznie poważniejszy, polegał na tym, że dane lokalizacyjne kojarzone były z niepoprawnymi nadajnikami. Przez to mogło dojść do sytuacji, w której osoba oskarżona o przebywanie w jakimś miejscu faktycznie znajdowała się zupełnie gdzie indziej.
Winnymi zamieszania uznano po części policyjne systemy, a po części systemu duńskich telekomów. Przedstawiciel operatorów w oświadczeniu wyraził jednak szczere zdumienie i stwierdził, że nie widzi winy po ich stronie. „Stworzyliśmy nasze systemy po to, aby dostarczać ludziom możliwość komunikacji w jak najwyższym standardzie. Nasze dane służą przede wszystkim nam i temu, aby Duńczycy mogli ze sobą rozmawiać.”, mówi Jakob Willer.
O zgrozo, wadliwa może być część spośród 10 700 wyroków orzeczonych od 2012 roku. Na tę chwilę nie wiadomo w ilu sprawach dane lokalizacyjne decydowały o skazaniu osób oskarżonych. Wszystkie te sprawy trzeba będzie jednak ponownie przeanalizować, co zapowiedziało już Ministerstwo Sprawiedliwości.