Jeśli jeden komputer może nie rozwiązać problemu, to dlaczego nie zastosować dwóch? Z takiego założenia najwyraźniej wyszedł Boeing, który cały czas pracuje nad naprawą wad oraz usterek w pechowym samolocie 737 MAX. Od paru miesięcy maszyna stoi uziemiona i nie wygląda na to, że zbyt szybko wróci w powietrze. Amerykański producent zdecydował się bowiem na nowe zmiany, które mają jeszcze lepiej zadbać o bezpieczeństwo pasażerów. Zamiast jednego, w kokpicie znajdą się dwa komputery, które będą miały za zadanie sprawdzać się nawzajem. Tego typu informacja pochodzi z anonimowego źródła znajdującego się blisko Boeinga.
Wadliwą częścią Boeinga 737 MAX była nie tylko sama konstrukcja samolotu, ale system MCAS, który automatycznie obniżał dziób pojazdu w dół – oprogramowanie przyczyniło się do dwóch tragicznych katastrof, do których doszło w 2018 i 2019 roku. Aby naprawić problem, Boeing kazał MCASowi odczytywać dane z dwóch czujników. To jednak za mało. W samolocie ma znaleźć się drugi komputer, który będzie czuwał na straży bezpieczeństwa.
Drugi komputer w Boeingu 737 MAX ma być swoistą kopią zapasową oraz swego rodzaju redundancją. W przypadku awarii pierwszego komputera lub nieprawidłowego działania systemu, drugi z nich będzie mógł szybko przejąć kontrolę nad sterowaniem oraz innymi zautomatyzowanymi procesami. Co najważniejsze, oprogramowanie ma również ostrzec pilotów w kokpicie w momencie, w którym oba komputery będą zgłaszały konflikt danych.
Planowo, Boeing 737 MAX miał powrócić do służby w grudniu 2019 roku. Wygląda jednak na to, że sytuacja ulegnie zmianie – każda ze zmodyfikowanych części oraz poprawek musi przejść testy oraz uzyskać recenzję FAA i innych organizacji. Analitycy szacują, że samolot nie oderwie się od ziemi co najmniej do stycznia 2020 roku.
Każdy dzień na ziemi oznacza straty nie tylko dla Boeinga, ale również innych operatorów tego samolotu w tym Polskich Linii Lotniczych LOT.
Źródło: Engadget