Już sama próba określenia tej gry jako przynależnej jakiemuś gatunkowi, wydaje się być kwestią mocno niedorzeczną. Zrozumieją to Ci, którzy spędzą z Knock Knock przynajmniej kilka minut. Oczywiście najbliżej tu do tzw. Survival Horroru, tak jednak różnego od tych, które wszyscy bardzo dobrze znamy, że aż można by pomyśleć, że to jakiś dowcip. Ja oczywiście jak to na kręcącego nosem przystało, również po ciuchu szydziłem z recenzowanej teraz gry. Cóż ciekawego może być przecież w tym, że biegając nocą po opustoszałym domu musimy unikać konfrontacji z różnego typu zjawami.
Moją skrytą awersję pogłębiła dodatkowo informacja oznajmiająca, że konicznym będzie pilnowanie by światła w poszczególnych pomieszczeniach były zapalone. Gwoździem do trumny stało się twierdzenie, że będziemy też biegać i zabezpieczać szczeliny którymi włażą do domu nieproszeni, mroczni goście. Z Internetowych informacji wyłapałem coś jeszcze, otóż wszystkie te czynności przyjdzie nam wykonywać nocą, starając się dotrwać świtu.
Rozumiecie zatem moją szczerą niechęć do recenzowanego dziś tytułu? Niechęć, która trwała aż do pierwszych chwil zabawy w Knock Knock. Zapytacie, cóż takiego wydarzyło się, że pogląd ten uległ diametralnej zmianie? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta – klimat. Niepowtarzalna atmosfera, wchłonęła mnie bez reszty i choć nie za bardzo pojmowałem jeszcze zasady, którymi mam kierować się w rozgrywce to ciekaw byłem co będzie dalej.
Wszystko to za sprawą postaci głównej, w którą wcielamy się na czas zabawy. Mieszkający samotnie, targany lękami jegomość, który cierpi na bezsenność to jeśli idzie o grę komputerową, musicie przyznać dość nietypowy bohater. Spędzając czas w jego skórze dość szybko tracimy poczucie tego co stanowi prawdę a co zaś jest jedynie wytworem jego powichrowanego umysłu.
Często bowiem podaje on sprzeczne względem siebie informacje lub też przypomina sobie coś czego tak naprawdę do końca nie jest pewien. Co pewien czasami znajdujemy również zapiski w postaci wyrwanych z notatnika kartek. Czytając zawarty na nich tekst nasz bohater nie jest pewien kto pisał te słowa i dlaczego on sam to uczynił. (To właśnie przykład sprzecznych informacji). Z czasem oczywiście wszystko zaczyna się klarować jednak zbudowany na kanwie wszelkich wypowiedzi, przerywników oraz notatek scenariusz, przykuwa do siebie wzbudzając niepokój oraz ciekawość tego co będzie dalej.
Uczestnicząc więc w przygodzie, która nie jest w żadnym stopniu oczywista, musimy (tak jak wspomniałem na początku), wędrować pomiędzy rozmieszczonymi w domu pokojami i zapalając w nich światła, przetrwać do poranka. Na szczęście czynności te nie są w żaden sposób nudne. To właśnie wtedy bowiem nasz bohater przypomina sobie różne fakty, udziela informacji lub też nakreśla obecną sytuację.
Bardzo fajne rozwiązano tu sprawę odzyskiwania szczątków pamięci. Wystarczy otóż postać chwilę w rozświetlonym pomieszczeniu, by pojawiły się w nim jakieś nowe elementy, niewidoczne do tej pory. Niejednokrotnie stanowić będą one kryjówkę przed ścigającymi nas zjawami snującymi się po domostwie. No właśnie zjawy…
Budząc się w środku nocy nie opuszcza nas poczucie tego, że choć mieszkamy samotnie, to w domu jest ktoś jeszcze. Cierpiąc zatem na bezsenność zakładamy kapcie, narzucamy na szyję szalik i ze świecą w dłoni wyruszamy na przegląd. Nasz bohater nie czuje się bezpiecznie i jak sam często powtarza – wraz ze świtem strach przeminie a koniec nocy oznacza bezpieczeństwo.
Snując się więc po swym domu, prowadzimy swoisty wyścig z czasem, odmierzanym za pomocą zegara wskazującego chwile pozostałe do świtania. Należy być jednak ostrożnym, kontakt z którąkolwiek ze wspomnianych zjaw, kończy się bowiem powrotem do łóżka i koniecznością przetrwania powtórnie tej samej nocy. Napotykając goniącą nas zjawę, ratunkiem może okazać się kryjówka, jest jednak pewien szkopuł, otóż przebywając w ukryciu należy liczyć się z tym, że czas zaczyna biec w drugą stronę, wydłużając tym samym proces oczekiwania do najbliższego poranka.
Oczywiście w grze zastosowano również pewne ułatwienia w postaci stojących zegarów, użycie których przyspieszy nieco nadejście świtu. No dobra przetrwaliśmy noc, udało się… co teraz? Sugerując się informacjami przekazanymi przez innych recenzentów myślałem, że czeka mnie prawdziwa monotonia, że oto nastanie wraz z końcem kolejnego dnia ponownie przyjdzie mi szlajać się po tych samych pokojach i do znudzenia wykonywać powtarzalne czynności.
Po części miałem rację, z tą jednak małą różnicą, że wszystko odbywa się teraz w zupełnie innym budynku, do którego przechodzimy, pokonując drogę nakreśloną spiralną linią na mapie, wyrysowanej w głowie naszego bohatera. Brzmi intrygująco?
Kolejny dom, choć zupełnie różny od poprzedniego to jak przekonuje nas bohater wciąż miejsce, w którym przyszedł na świat, wychował się i w którym żyje po dziś dzień. Oczywiście niejednokrotnie jest prawie pewien tego, ze coś tu nie pasuje, że wcześniej coś tu było inaczej, że to nie on położył tutaj „te rzeczy”, tłumacząc po chwili po co je tu położył.
Jakby mało było dziwactw od czasu do czasu będziemy zmuszeni również błądzić nocą po leśnych ścieżkach, gdyż nasz niezrównoważony bohater stwierdzi, że jest to konieczne. Koniec takiej wędrówki nastąpi z chwilą gdy dotrzemy do kolejnego domu, który jak się okaże będzie jego domem.
Widzicie zatem że Knock Knock nie jest grą do jakich wszyscy zostaliśmy przyzwyczajeni. Sprzeczności, mocno wykręcony klimat oraz nieobliczalny, barwny bohater to elementy sprawiające, że ma się ochotę uczestniczyć w tej opowieści do samego końca, poznając krok po kroku prawdę o tym, co też takiego wydarzyło się życiu głównej postaci.
Dużą rolę w budowaniu nastroju, oprócz ciekawej kreski, odgrywa tu udźwiękowienie, bazujące w dużej mierze na tajemniczych odgłosach, krokach, skrzypieniu i różnych takich. Moim zdaniem świetnie sprawdza się także sposób w jaki porozumiewa się z nami postać główna. Słowa przez nią wypowiadane to realny bełkot, tłumaczony jednak za pomocą napisów na język polski. Techland, spisał się tu znakomicie gdyż wydając Knock Knock w naszym kraju, zadbał o sprawną jej lokalizację.
Jedyną rzeczą, której mogę się czepić, jest tu powtarzalność schematów rozgrywki, co w pewnym stopniu może nieco nudzić.
Kusząc się jednak na podsumowanie niniejszej recenzji muszę przyznać, że Knock Knock to gra, która bardzo mnie zaskoczyła. Jestem szczęśliwy, że miałem okazję zapoznać się z tą produkcją i choć nie uświadczyłem tu wartkiej akcji ani graficznych popisów to i tak historia mieszkającego samotnie, poschizowanego kolesia zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Oczarowany nie do końca jasnymi z początku zasadami oraz zbiorem rozmaitych sprzeczności, polecam tą grę wszystkim fanom niebanalnych opowieści. A teraz cicho bo ktoś właśnie zastukał do drzwi…
Ocena końcowa: (Biorąc pod uwagę fakt, że jest to produkcja niezależna) 8/10