Gdy półtora roku temu testowałem GTA V w wersji na konsolę PlayStation 3, nie przypuszczałem, że tak długo będziemy musieli czekać na edycję przeznaczoną na komputery osobiste. Ta w końcu ukazała się na rynku, a gracze mogli rozliczyć Rockstara z przedpremierowych obietnic. Sprawdzamy, w jakiej kondycji jest pecetowe Los Santos, z Trevorem, Michaelem i Franklinem na czele.
Z racji, iż GTA V testowaliśmy już pod koniec 2013 roku przy okazji premiery wersji na PS3 i Xbox 360, w tym artykule skupimy się wyłącznie na aspektach związanych z pecetową edycją gry. Fabuła, zarys postaci czy sam gameplay nie różni się od oryginału, dlatego nie ma sensu ponownie powtarzać utartych schematów – pod tym względem udowadnialiśmy już, że to naprawdę świetna produkcja i potrafi bawić przez wiele godzin.
Zwykła konwersja czy nowa jakość?
Jeszcze przed premierą wiele osób obawiało się o jakość pecetowego GTA V, mając w pamięci problemy techniczne związane z GTA IV. Rockstar nie popisał się wtedy optymalizacją, a gra potrafiła zarżnąć nawet najmocniejszą konfigurację sprzętową.
Na szczęście deweloperzy wyciągnęli odpowiednie wnioski, a w konwersję piątki włożyli więcej serca. GTA V jest dobrze zoptymalizowane, a wymagania sprzętowe nie spędzają snu z powiek graczy. Do komfortowej gry w wysokich (aczkolwiek nie maksymalnych!) detalach wystarczy skrzynka z Intel Core i5 i kartą graficzną Nvidia GeForce GTX 660. Właśnie na takiej konfiguracji testowałem grę i byłem bardzo zadowolony zarówno z jakości grafiki, jak i płynności rozgrywki.
Studio Rockstar Games oddało w ręce graczy ogromną ilość opcji konfiguracyjnych, dzięki czemu możemy dostosować wygląd gry do możliwości naszego komputera. Wyłączenie wszystkich efektów graficznych sprawi, że tytuł będzie hulać nawet na przestarzałej maszynie. Oczywiście ma to też zastosowanie w drugą stronę – posiadacze demonów szybkości zrobią użytek z najnowszych technologii i rozwiązań graficznych.
Na wysokich ustawieniach gra prezentuje się bardzo ładnie. Dobrze wyglądają zarówno modele postaci, jak i całe otoczenie. Znakomicie wypadają efekty związane z zachodzącym słońcem – niejednokrotnie złapałem się na tym, że przystawałem na chwilę, by podziwiać widoki.
Rockstar Games doskonale odrobiło zadanie domowe. Deweloperzy udostępnili mocno konfigurowalną grę, by można ją było uruchomić zarówno na słabszym, jak i super mocnym sprzęcie. Zadowoleni będą wszyscy – entuzjaści zaawansowanej grafiki jak i zwolennicy płynnej rozgrywki.
Pecetowa wersja – podobnie jak edycja na konsole nowej generacji – otrzymała tryb FPP, dzięki któremu możemy prowadzić gangsterskie życie w Los Santos z perspektywy pierwszej osoby. To dość ciekawe urozmaicenie, które pozwala spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy.
Rockstar nie potraktował tego trybu po macoszemu. Dopracował go pod wieloma względami – na przykład deski rozdzielcze poszczególnych samochodów wyglądają zupełnie inaczej. To właśnie dbałość o szczegóły sprawia, że w GTA V gra się przyjemnie. Śmiem twierdzić, że w większości przypadków wnętrze samochodów wygląda lepiej, niż w The Crew. To duży komplement, zważając na fakt, że wymieniona gra skupia się wyłącznie na samochodach.
Niestety tryb FPP nie jest pozbawiony wad. Największą jest brak niektórych animacji – np. podczas zeskakiwania z budynków. GTA V od początku było projektowane jako gra z widokiem z trzeciej osoby, przez co przeniesienie rozgrywki do „oczu bohatera” niekiedy wygląda po prostu dziwnie. Niewygodnie prowadzi się także ostrzał zza osłony ze względu na ograniczone pole widzenia.
Najpierw strzelaj, później pytaj
Testując wersję pecetową nie można pominąć kwestii sterowania. W końcu domyślnie gra została zaprojektowana na konsole i pod nią skrojony został cały interfejs. Grając na pececie można odczuć pewną przewagę – celowanie jest płynniejsze, a strzały w głowę wpadają wyjątkowo łatwo. Wynika to oczywiście z bardziej precyzyjnego sterowania za pomocą klawiatury i myszki. Choć nie we wszystkim ten zestaw się sprawdza – pilotowanie śmigłowca na klawiaturze to prawdziwa udręka i lepiej w takich momentach przerzucić się na gamepada. Ten ostatni jest zresztą domyślnie obsługiwany w grze (przynajmniej oficjalny pad Microsoftu lub jego pochodne), więc problemu nie ma.
Niestety nie podoba mi się menu oraz interfejs. O ile na konsolach takie rozwiązanie było do zaakceptowania – w końcu całość obsługiwało się za pomocą gamepada, tak w przypadku peceta nawigacja po menu jest toporna i nieprzemyślana. Najbardziej jest to odczuwalne podczas grania w trybie sieciowym. Dołączanie do aktywnych sesji czy wyszukiwanie interesujących nas akcji jest po prostu niewygodne. Po każdym nieudanym dołączeniu postać jest przenoszona do nowej sesji, co wiąże się z ekranem ładowania. Można to było rozwiązać zdecydowanie lepiej, tworząc dedykowane lobby.
Multiplayer ma zresztą jeszcze jedną dość istotną wadę – niestabilny kod sieciowy. W moim przypadku gra potrafiła losowo wyrzucać mnie z sesji, przez co duży świat przemierzałem samodzielnie. Mogłem oczywiście poszukać nowego serwera, ale wtedy wiązało się to z kolejnym ekranem ładowania. Czasami rozpoczęcie rozgrywki zajmuje nawet kilka minut. Jednak gdy się już zacznie, jest po prostu miodnie.
Rockstar Games chciało, aby napady w trybie sieciowym przypominały te, które mogliśmy przeprowadzić w kampanii dla jednego gracza. Trzeba przyznać, że skoki wyszły im rewelacyjnie. Dostęp do napadów otrzymujemy po osiągnięciu 12 poziomu w trybie sieciowym. Wymagany jest również zakup luksusowego apartamentu, gdzie akcja jest planowana przy specjalnej tablicy.
Obecnie skoków jest pięć, ale każdy na tyle zróżnicowany, że zapewnia sporą ilość satysfakcjonującej rozgrywki. Przed rozpoczęciem napadu należy skompletować odpowiednią ekipę, przydzielić zadania i pozyskać wymagane sprzęty. Te ostatnie zdobywamy przechodząc kilka misji przygotowawczych. W każdej z nich gracze mają przydzielone konkretne role – jeden np. musi pilotować śmigłowiec, a reszta wchodzi do budynku, by ukraść łup. Wszystko to sprawia, że liczy się odpowiednie zgranie. Tryb ten nie wybacza błędów, a wielokrotnie powtarzanie misji jest tu na porządku dziennym.
Napady to rewelacyjny tryb, który został zrealizowany lepiej, niż np. w Payday 2 – a przecież gra ta skupia się wyłącznie na napadach, podczas gdy w GTA V jest to zaledwie jeden z dodatków. Brawa dla Rockstara!
Kariera w Hollywood
GTA V na PC otrzymało jeszcze jedną interesującą nowość – tryb reżysera oraz edytor Rockstar. Ten drugi pozwala na dowolną edycję materiałów wideo nagranych bezpośrednio w grze. Klipy można łączyć w jedną całość, nakładać na nie efekty, dodawać soundtrack czy zmieniać perspektywę widza. Dzięki temu narzędziu można stworzyć interesujący materiał, który od razu wrzucimy na YouTube.
Jeszcze ciekawiej prezentuje się tryb reżysera. Podczas przechodzenia fabuły odblokowujemy kolejne postacie, które później możemy wykorzystać na planie, kręcąc własne scenki i przedstawiając własną fabułę. Możliwości jest całkiem sporo – w przyszłości dzięki temu trybowi może powstać sporo interesujących filmików. Większość graczy z pewnością nie skorzysta z możliwości wcielenia się w reżysera, jednak chwali się, że Rockstar dba o szczegóły i wrzuca do wersji pecetowej dodatkową zawartość. Dzięki temu nie otrzymaliśmy odgrzewanego kotleta, a zupełnie nową jakość.
GTA na sterydach
Pecetowa wersja GTA V jest dokładnie taka, jak wymarzyli ją sobie gracze. Piękna, oferująca płynną rozgrywkę w 60 klatkach na sekundę i z dużą ilością opcji konfiguracyjnych. Dobrze prezentuje się tryb sieciowy z modułem napadów na czele – to znakomita rozrywka na długie godziny. Co prawda gra cierpi na drobne błędy uprzykrzające zabawę, jednak wierzę, że te zostaną w najbliższym czasie załatane. Świetnie wypadają również dodatki w postaci edytora wideo i trybu reżyserskiego. Wszystko to sprawia, że GTA V jest pozycją obowiązkową dla fanów serii. Tej gry po prostu nie można odpuścić.