Choć początkowo sam pomysł stworzenia linii Surface, wydawał się nieco chybiony, to czas zweryfikował obawy. Forma uniwersalnego tabletu z Windows 10 przetrwała tę próbę, a pomysł zaadoptowała nawet konkurencja.
Bo Surface Pro to trochę tablet, a trochę jednak komputer i to jest w nim właśnie tak kontrowersyjne. Ale to nie wszystko. Jest jeszcze jedna, niezwykle istotna rzecz – cena. Krótko mówiąc, Microsoft każe sobie SŁONO zapłacić za markowany logiem Microsoftu tablet.
Rozczarowanie czy hit?
Surface Pro śmiało można go określić flagowym okrętem rodziny Surface, w skład której wchodzą jeszcze Surface Laptop, Surface Book 2, Surface Go, Surface Studio oraz typowo korporacyjne rozwiązanie, czyli Surface Hub. No i faktycznie taki jest, bo łączy wiele cech pozostałych urządzeń.
{reklama-artykul}Surface Pro jest nestorem całej rodziny, a jego 6-ta odsłona, zaprezentowana w październiku zeszłego roku okazała się dla wielu sporym rozczarowaniem. Dlaczego? Przez ostatnie dwa tygodnie testowałem Surface Pro 6 i postaram się to wyjaśnić.
Od razu powiem wprost, dla mnie Pro 6 wielkim rozczarowaniem nie jest, choć przyznam, że oglądając relację z październikowej konferencji, miałem nadzieję na sporą torpedę i spektakularne nowości. Tymczasem otrzymaliśmy zwykły lifting tego, co jest już dostępne na rynku od ponad 4 lat.
Bo prawda jest taka, że gdy ustawimy obok siebie Surface Pro 4, Surface Pro 2017 oraz Surface Pro 6, to naprawdę trudno będzie je na pierwszy rzut oka odróżnić. Są praktycznie identyczne!
Patrzcie Państwo, nowy kolor!
Zdecydowanie największym hitem jest tutaj… nowy, czarny kolor. Fajna rzecz, ale nie na to wszyscy czekaliśmy. Co więcej, czarny kolor nie jest dostępny w podstawowej wersji, z dyskiem 128 GB. Jeśli chcemy czerń – musimy dopłacić do wersji z 256 GB.
Z wyglądu to po prostu „ziew”. Za to w środku dzieje się naprawdę sporo. Egzemplarz, który ja miałem przyjemność testować, posiada następującą specyfikację: czterordzeniowy procesor Intel Core i5 8250U, 8GB RAM oraz 256 GB SSD. Za grafikę odpowiedzialny jest zintegrowany układ Intel UHD 620.
Pro w nazwie może sugerować, że jest to sprzęt przeznaczony dla profesjonalistów i faktycznie w wielu profesjonalnych scenariuszach nawet ta podstawowa specyfikacja sprawdzi się doskonalone. Dla bardziej wymagających jest jeszcze opcja z procesorem i7, która zapewni odpowiedni zapas mocy do najbardziej wymagających zadań.
Pod względem dostępnym portów, to również jest dokładnie to samo, co w poprzednich generacjach. Mamy więc jeden pełnowymiarowy port USB 3.1, złącze Surface, gniazdo słuchawkowe, slot kart microSD oraz Mini Display Port. Po co?
Nie mnie pytajcie tylko decydentów w Redmond. Microsoft poszedł po linii najmniejszego oporu i postanowił nie wprowadzać do Pro 6 żadnego nowego portu. Nie doczekaliśmy się ani USB-C, ani tym bardziej Thunderbolt 3.
Czarny jest szybszy
Wspomniane wyżej parametry sugerują, że komputer to przyzwoity średniak, który pozwala na komfortową pracę z większością programów. No ale komfort jest to pojęcie względne, więc wypada przedstawić trochę cyferek.
Przeprowadziłem kilka testów wydajności, by jasno i bezstronnie ocenić osiągi najnowszego Surface Pro. Wykorzystałem w tym celu trzy ogólnodostępne benchmarki. Pierwszy z nich – PCMark, ocenia całokształt i w tym teście Surface Pro 6 uzyskał wynik 3503, co jest całkiem w porządku.
Następnie sprawdziłem osiągi samego procesora, za pomocą testu Cinebench i tutaj Surface uzyskał wynik 571. Potem przyszła pora na sprawdzenie osiągów karty graficznej Intel UHD. Nie spodziewałem się tutaj rewelacji i wynik na poziom 415 nie zaskoczył.
Wydajność swoją drogą, a Surface Pro 6 to przecież urządzenie mobilne i jest stworzony do pracy w terenie. Pomaga tutaj charakterystyczny kick-stand, czyli podstawka Surface, oraz wyjątkowo jasna matryca, która ułatwia pracę z komputerem na dworze.
Jednak kluczową cechą jest tutaj długi czas pracy na baterii i tutaj szóstka naprawdę daje radę. Udało się to między innymi dzięki energooszczędnemu procesorowi ósmej generacji Intela, który może być chłodzony pasywnie. Tak więc w Pro 6 nie uświadczymy wentylatora, a tablet jest całkowicie bezłogośny.
Microsoft obiecuje 13,5 godziny na jednym ładowaniu i z mojego doświadczenia, jest to jak najbardziej możliwe. Przy bardziej wymagających zadaniach, czas ten wynosi około 7-8 godzin i jest to nadal bardzo dobry wynik. Wychodząc do pracy, możemy śmiało zapomnieć o ładowarce.
Okej, testy wydajności i baterii swoją drogą, a jak prezentują się realia? No tutaj muszę przyznać, że nie mam do Surface Pro 6 absolutnie żadnych zarzutów. Komputer działa piekielnie szybko i responsywnie. Bez grama ściemy powiem, że Surface Pro 6 to wzorcowy komputer, na którym Windows 10 działa najlepiej. Miałeś kiedyś problemy z Dziesiątką? Kup Surface’a, a problemy magicznie znikną.
Surface Pro to najlepszy komputer z Windows 10
Jest to jedna z największych zalet tego komputera – optymalizacja. Microsoft jest wstanie z Surface zrobić to, co Apple ze swoimi Makami. Ponieważ jest to jego autorski sprzęt, to gigant może dopasować do niego system wręcz perfekcyjnie.
Każda aplikacja, którą uruchomiłem, włączała się błyskawicznie i działała bez zarzutu. Nieistotne czy był to Photoshop, Google Chrome czy Word. Jedynie w grach Surface poległ, ale tego się spodziewałem. Aczkolwiek starsze tytuły, takie jak nieśmiertelny Skyrim czy CS:GO, są absolutnie grywalne. Problem istnieje jedynie przy nowszych, wymagających grach.
Surface Pro 6 to płótno/szkicownik XXI wieku
Surface nie kryje też swoich ambicji, do bycia wołem roboczym dla wszelkiej maści twórców. Jest to przecież tablet, który pokochają wszyscy graficy i artyści. Wszystko dzięki naprawdę rewelacyjnej matrycy PixelSense, o przekątnej 12,3 cala, rozdzielczości 2826 x 1624 oraz charakterystycznych dla serii Surface proporcjach 3:2.
Czyni to z Surface Pro świetne narzędzie do cyfrowego rysowania, oraz sporządzania notatek. No ale do tego potrzebujemy jeszcze pióra. Na szczęście Microsoft oferuje w tej kwestii coś wyjątkowego. Surface Pen to moim zdaniem cyfrowe pióro idealne. Koniec, kropka.
Najnowsza wersja pióra oferuje 4096 punktów nacisku i jest wyjątkowo czuła oraz precyzyjna. W tej kategorii konkurencją dla niego jest chyba tylko Apple Pencil. Rysowanie i pisanie za jego pomocą jest bardzo naturalnie i pomaga w tym oprogramowanie jakie zapewnia Microsoft.
Są to między innymi aplikacje OneNote oraz Sticky Notes, czyli cyfrowe karteczki samoprzylepne. Aplikacje te są częścią systemu Windows 10. Za pomocą przycisku na piórze możemy włączyć nasz cyfrowy notatnik bez odblokowywania komputera. Zupełnie jak w tradycyjnym notatniku. Klik i już możemy pisać notatkę. Proste i wygodne.
Powiem szczerze, że z rysika korzystałem częściej niż z dołączonej do recenzenckiego zestawu myszki Surface Mobile Mouse. Nie pomyślałbym, że operowanie w Windows 10 za pomocą rysika może być tak wygodne. Nie jestem artystą, więc trudno mi ocenić to akcesorium okiem profesjonalisty, ale jestem pod wielkim wrażeniem po prostu jako laik.
Sama wspomniana wyżej mysz Surface Mobile również jest całkiem ciekawa – łączy się za pośrednictwem bluetooth i posiada niebieski laser. Sprawia to, że można z niej wygodnie korzystać na wielu typach powierzchni. Ponadto dzięki niskiemu profilowi jest wygodna w transporcie.
Bardzo wygodna jest również klawiatura. Nawet pomimo tego, że jest mała i wyjątkowo cienka. Microsoft pogodził tutaj kwestie estetyczne z ergonomią. Klawisze są rzecz jasna podświetlane i mają bardzo wyraźny skok. Muszę przyznać, że jest to klawiatura na której pisało mi się wyjątkowo wygodnie i jest ona w mojej osobistej czołówce.
Do testów otrzymałem droższą wersję, pokrytą alcantarą – jest to specjalny materiał, wykorzystywany między innymi do pokrywania tapicerek samochodów oraz mebli. Daje to swoisty premium-feeling, za który oczywiście trzeba dopłacić. Osobiście nie jestem fanem tego rozwiązania, bo bardzo szybko pojawiają się na tym materiale znaki zużycia.
No ale pogadajmy teraz o tym, co tu nie gra
O pierwszych wadach, jakie widzę w Surface Pro, napisałem już na początku, ale nie to nie wszystko. Surface Pro to nie jest komputer idealny, choć na pewno Microsoft chce go tak promować. Niestety na przeszkodzie ku temu stoi kilka poważnych wad i chodzi tu bynajmniej o kwestie techniczne.
Po pierwsze – Surface Pro jest kosmicznie drogi. Wersja, którą testowałem, kosztuje obecnie w sklepie Microsoftu ponad 7 tys. zł. Natomiast najtańszy wariant, w kolorze platynowym z dyskiem 128 GB to koszt 4499 zł. Ale nie to jest najgorsze w tym wszystkim.
Po drugie – wszystkie akcesoria są opcjonalne i dodatkowo płatne. To zdecydowanie jeden z największych minusów tego urządzenia, ale tak w sumie było od zawsze. Razem z tabletem dostajemy jedynie ładowarkę i nic poza tym. Nawet klawiatury.
Chcesz klawiaturę? Poproszę minimum 669 zł za wersję standardową i 799 zł za wersję z alcantarą. Pióro Surface Pen? Kolejne 499 zł. Zestaw który testowałem, kosztuje łącznie 7 237,80 zł. Jeśli chcemy maksymalnie zaoszczędzić, to wybierając najtańszy wariant, będziemy musieli wyłożyć 5668 zł.
Niewielkim pocieszeniem jest fakt, że akcesoria Surface są kompatybilne między różnymi generacjami. To znaczy, że spokojnie możemy w Surface Pro 6 używać klawiatury na przykład z Surface Pro 4. To samo się tyczy rysika. Jest to pewna furtka do sporych oszczędności.
Po trzecie – jest to tablet. Pomimo swojej ceny, Surface Pro to nie jest pełnoprawny komputer i jeśli chcemy go używać jako podstawowe narzędzie pracy, to po dłuższym czasie możemy odczuć tęsknotę za prawdziwą klawiaturą, dużym ekranem i większą wydajnością.
Ocena końcowa – bardzo niejednoznaczna
Biorąc pod uwagę powyższe – czy warto? To naprawdę trudne pytanie, bo Microsoft nie ukrywa, że jest to sprzęt klasy premium i dokładnie tak został wyceniony. Płacimy tutaj po pierwsze za markę, po drugie za optymalizację, a po trzecie za jakość wykonania. Czyli dokładnie za to samo, co otrzymujemy kupując sprzęt Apple. Więc może rzeczywiście warto?
Ja po tych dwóch tygodniach z żalem rozstałem się z testowym egzemplarzem Surface Pro 6. Odkryłem, jaki jest idealny komputer z Windows 10. Niestety z tyłu głowy cały czas kłębiła mi się myśl, że musiałbym być szalony, by kupić ten komputer prywatnie.
Testowana przeze mnie jakiś czas temu Lenovo Yoga 730, kosztuje znacznie mniej, oferując jednocześnie dużo więcej. Fakt, jest to sprzęt nieco innej klasy i nie jest tak mobilny, co nie zmienia faktu, że jest po prostu tańszy.
Przykładów tańszej konkurencji mógłbym zresztą podać mnóstwo, ale prawda jest taka, że dla Surface konkurent jest tylko jeden i jest nim Apple. Reszta to zwykły szum tła. Microsoft nie ma szczególnego parcia na rynek urządzeń, bo był na nim obecny od zawsze i to nawet bez swoich własnych urządzeń.
Dlatego też Surface Pro może być i jest bezkompromisowy, i odważny. Cena nie gra tu głównej roli, jeśli chcemy osiągnąć perfekcję. Omawiany sprzęt perfekcyjny może nie jest, ale naprawdę niewiele mu brakuje.