Tym razem w moje ręce wpadł kolejny produkt marki Navitel, który teoretycznie powinien w większym stopniu trafić w moje gusta. Jest to tablet T505 Pro.
Rzeczywiście mamy tu do czynienia z Androidem w wersji 9.0, co już na starcie stawia tę nawigację w zupełnie innej kategorii niż wspomniany na początku model klasycznej nawigacji. Oczywiście nie jest to sam tablet i producent dostarczył razem z nim aplikację nawigacji Navitel Navigator z preinstalowanymi mapami 47 krajów. Pakiet obejmuje 43 kraje Europy, pełną mapę Białorusi, Kazachstanu, Rosji i Ukrainy. Nawigacja działa zarówno w trybie online jak i w trybie offline.
Ciekawa nawigacja – „podstawowy” tablet
W pudełku poza samym urządzeniem znajdziemy ładowarkę samochodową, ładowarkę sieciową oraz uchwyt na szybę – czyli oczywiście standard. Tablet ładowany jest za pośrednictwem portu micro-USB, co już powinno nam powiedzieć co nieco na temat tego, z której epoki pochodzi ta konfiguracja. Jest ona krótko mówiąc… skromna:
Navitel T505 Pro | Specyfikacja |
---|---|
Procesor | MediaTek MT8321, 4-rdzeniowy |
Układ graficzny | Mali 400 MP2 |
Pamięć RAM | 1 GB |
Dysk | 16 GB + możliwość rozszerzenia za pomocą karty microSD |
System operacyjny | Android 9.0 |
Ekran (x2) | IPS 1024 x 600 |
Łączność bezprzewodowa | WiFi 802.11 b/g/n / Bluetooth 4.0 / 3G |
Bateria | 2800 mAh |
Wymiary | Szerokość: 10,8 cm Głębokośc: 0,9 cm Wysokość: 18,8 cm |
Jak sami widzicie, jest to naprawdę kiepski tablet i jeśli planowaliście wykorzystać go do czegokolwiek ponad nawigację, to lepiej o tym zapomnijcie. Czterordzeniowy Mediatek wspierany (choć to słowo zastosowane zdecydowanie na wyrost) przez 1 GB pamięci operacyjnej, nie pozwoli na wiele. Dlatego też darowałem sobie testy wydajnościowe, które zazwyczaj wykonuję, recenzując urządzenia z Androidem. Sama obsługa nawigacji to dla tego tabletu spore wyzwanie.
Zresztą ekran o rozdzielczości 1024×600 pikseli przy przekątnej 7 cali, to typowy śpiew zamierzchłej przeszłości i raczej nie przyda się choćby do konsumpcji multimediów. Pod względem samego designu urządzenia to również w zasadzie nie ma o czym mówić. Jest to klasyczny chiński “plastik-fantastik” z logiem producenta. Na tyle urządzenia znajdziemy obiektyw aparatu, do którego wrócę jeszcze raz później. Pod wąską klapką zamocowaną zatrzaskami, kryją się sloty na kartę micro-SD oraz dwie karty SIM.
Nawigacja również nie powala
Ustaliliśmy już, że opisywany tutaj tablet został zaprojektowany w jednym konkretnym celu, więc sprawdziłem, czy Navitel T505 Pro ten cel spełnia. Wspomniana aplikacja Navitel Navigator stanowi tutaj nasze podstawowe narzędzie, z którego będziemy regularnie korzystać. Choć trzeba zauważyć, że nie jest to jedyna dostępna opcja, ale o tym opowiem za chwilę. Na ekranie głównym tabletu producent umieścił poza ikoną aplikacji, również skrótu do kilka najważniejszych jej funkcji.
Jeśli chodzi o interfejs aplikacji Navitel Navigator to powinien być on znajomy każdemu, kto wcześniej korzystał z urządzeń Navitel. Tutaj producent nie wprowadził żadnych znaczących rewolucji. Interfejs jest prosty i czytelny, choć nieco archaiczny. Jego obsługa nie jest skomplikowana, ale nie jest też wybitnie intuicyjna. Więcej zarzutów mam jednak do samego działania tej aplikacji, która krótko mówiąc, zaskoczyła mnie negatywnie.
Zacznę właśnie od tych zarzutów. Najbardziej zirytowało mnie tutaj to, że nawigacja strasznie długo łapała tak zwanego fixa, czyli połączenie z satelitami GPS. O dziwo dostępna na urządzeniu aplikacja Mapy Google Go, łapie naszą lokalizację dosłownie w sekundę. Więc to nie jest problem sprzętowy tylko związany z oprogramowaniem.
Gdy w ramach testów próbowałem dojechać wraz z Navitelem T505 Pro do centrum handlowego oddalonego od mojego domu o mniej więcej 6 km, to nawigacja zorientowała się w lokalizacji auta dopiero w momencie, gdy już wjeżdżałem już na parking. Rzekłbym, że to odrobinę za późno.
Przez chwilę pomyślałem, że po prostu coś źle kliknąłem. Jednak nieco irytujący głos asystenta postanowił w ostatniej chwili mojej krótkiej podróży pokierować mnie na parking. Czyli GPS jednak działa, tylko zaliczył sporego laga. To tylko jeden przykład, ale niestety nie jest on odosobniony, bo ten problem towarzyszył mi praktycznie przez cały czas testów.
Gdy już nawigacja skutecznie złapie zasięg satelity GPS, to bardzo szybko odnajduje optymalną trasę i jej alternatywy. To dobrze. Dodatkowo funkcje takie jak Korki czy Zdarzenia to odpowiedniki znanych i w zasadzie standardowych już funkcji Map Google czy Yanosika. Nawigacja potrafi informować nas o korkach, robotach drogowych, wypadkach czy fotoradarach i ograniczeniach prędkości. Oczywiście pod warunkiem, że jesteśmy podłączeni do Internetu.
Same mapy (gdy już działają poprawnie) są całkiem w porządku i w porównaniu do wspomnianej na początku nawigacji radzą sobie dużo lepiej. Przesuwanie mapy jest wygodne i płynne a odszukiwanie konkretnego punktu na mapie nie odbiega od tego, co znamy z innych tego typu aplikacji na Androidzie. Dzięki obecności modemu 3G oraz WiFi jesteśmy w stanie połączyć się tablet z siecią i uzyskać całkiem precyzyjne informacje na temat ruchu na drodze.
Nawigacja cały czas poprawnie informowała o ograniczeniach prędkości na danym odcinku, zachowując przyjęty margines +10 km/h. Przekraczając prędkość odrobinę, kontrolka prędkości zaczyna świecić na żółto. Gdy zaczniemy łamać przepisy, zaświeci się na czerwono, próbując przywołać nas do porządku. Tego nadal brakuje mi w Mapach Google!
Monopol Google jest trudny do pobicia, ale jest to pewna nisza
Mimo wszystko nadal daleko tu do precyzji monopolisty na rynku nawigacji, czyli właśnie do Map Google. To jest jednak problem, z którym borykają się wszyscy producenci nawigacji a gigant z Mountain View stanowi ogromną i niepokonaną dotychczas konkurencję. Nie poradził sobie z nią ani Microsoft, ani Apple.
Ponownie muszę się przyczepić się niestety do kwestii wyszukiwania i planowania trasy, bo tutaj nadal nic się nie zmieniło. Dowolny punkt docelowy, który w mapach Google mogę wybrać nawet wprost z wyszukiwarki, tutaj musiałem wyszukać po konkretnym adresie, wskazując odpowiednią pinezkę na mapie lub wybierając go z naprawdę ograniczonej listy POI. Szukanie celu naszej wędrówki to moim zdaniem strasznie męczący proces.
Jest to co prawda kwestia przyzwyczajenia, ale na pewno trudno przyzwyczaić się do poruszania się po mapie komuś, kto na co dzień korzysta z nieograniczonej wręcz bazy danych i adresów Google. Tak więc planowanie podróży z poziomu aplikacji Navigator to męczarnia, choć ekran tabletu jest o wiele wygodniejszy w obsłudze dotykiem od matowej matrycy klasycznej nawigacji.
Szybkie wyszukanie celu naszej podróży będzie zdecydowanie szybsze na naszym smartfonie albo po prostu w Mapach Google, które jak już wspomniałem, również są tutaj dostępne. To dobrze, że producent zapewnił taką alternatywę “out of the box”.
Co Navitel T505 Pro robi dobrze?
Przyznam, że trudno było mi tu wskazać jakiekolwiek zalety, ale jednak je znalazłem! Po pierwsze jest to zupełnie niezależne urządzenie. System Android i dostęp do Sieci za pośrednictwem modemu 3G to dodatkowy plus, który nie tylko zapewnia wiarygodne dane o ruchu drogowym, ale daje nam możliwość skorzystania z alternatywnych aplikacji nawigacji, takich jak Mapy Google czy Yanosik.
Kupując Navitela T505 Pro nie musimy się martwić o żadne dodatkowe płatności – aktualizacje mamy zapewnione za darmo i dożywotnio, więc na tablecie powinniśmy zawsze znaleźć pełne i aktualne mapy, dostępne również w trybie offline. To ważne i może być bardzo przydatne w sytuacji, w której tak wielbione przeze mnie Mapy Google odmówią współpracy, a przecież nie jest to wykluczone.
Trzeba tutaj wskazać też na obecność kamery, która, choć oferuje jakość ziemniaka, to od biedy może pełnić funkcję rejestratora jazdy. Pytanie tylko, czy ten tablet podoła realizacji dwóch całkiem wymagających zadań w tym samym momencie – nawigowania i rejestrowania naszej trasy. Mam co do tego pewne wątpliwości, ale bardzo dobrze, że mamy taką możliwość. Jestem wyznawcą reguły, że lepszy kiepski rejestrator jazdy niż żaden.
Podsumowanie
W cenie niespełna 300 złotych otrzymujemy wiec urządzenie, które w zasadzie jest do wszystkiego, ale jednocześnie niczego nie robi dostatecznie dobrze. Cóż, to po prostu kolejny tani wynalazek udający, że potrafi więcej.
Jako tablet, sprzęt ten nie sprawdzałby się nawet dekadę temu, ale jako nawigacja sprawuje się dużo lepiej. Nie jest to dziwne, wszak jest to jego główne założenie. Wszystko jak zwykle zależy od osobistych preferencji. Dla kogoś rozpuszczonego przez szybkie smartfony z wyższej i średniej półki funkcjonalność tego sprzętu może być nie do przyjęcia.
Jeśli jednak “odrobinę” obniżymy nasze wymagania, to Navitel może okazać całkiem ciekawą propozycją – choćby w formie samochodowego backupu z internetem i nawigacją. Telefon rozładował się lub go zgubiliśmy? Spokojnie – Navitel służy pomocą! Na sam koniec tego tekstu mogę powtórzyć w zasadzie te same słowa, którymi podsumowałem test Navitela E700.
Choć są to zupełnie odmienne kategorie urządzeń, to wiele je łączy. Jest to pełen pakiet, który, choć nie jest pozbawiony wad. Mimo całej gamy minusów, które zdołałem tu wskazać, jednego jestem pewien – Navitel T505 Pro doprowadzi nas do celu i zrobi to za jedyne 299 zł.