Od niedawna Nothing posiada w swojej ofercie kolejne urządzenie. Słuchawki Nothing Ear (1) doczekały się bowiem swojego następcy w postaci Nothing Ear (2). Czym nowe słuchawki różnią się od swoich poprzedników? Czy warto zastąpić nimi swój dotychczasowy przenośny sprzęt audio? Miałam już okazję je przetestować, dzięki czemu jestem w stanie na te pytania odpowiedzieć. Oto moja recenzja Nothing Ear (2).
Urządzenie Nothing Ear (2) zostało wypożyczone redakcji na czas trwania testów przez firmę Nothing.
Specyfikacja
Nothing Ear (2) to słuchawki dokanałowe wycenione bazowo na 699 złotych. Oferują one 3 stopniową aktywną redukcję szumów (ANC) z opcją redukcji adaptacyjnej, możliwość ładowania przewodowego i bezprzewodowego, a także audio Hi-Res 24 bit. Obsługują łączność Bluetooth 5.3 oraz kodeki SBC, AAC i LHDC 5.0.
Ponadto Nothing Ear (2) są zgodne z klasą szczelności IP54, a ich etui z klasą IP55. Wyposażono je w przetworniki o średnicy 11,6 mm.
Dla porównania, Nothing Ear (1) kosztowały na premierę na 469 złotych. Dlaczego Ear (2) kosztują aż o 230 złotych więcej? Czy tak duża różnica cenowa jest uzasadniona. Zaraz tę kwestię poruszę. Pełną specyfikację słuchawek umieściłam poniżej.
Nothing Ear (2) – specyfikacja:
- Budowa: dokanałowe
- Aktywna redukcja szumów (ANC): Tak (do 40 dB), 3-stopniowa z opcją adaptacyjnej
- Łączność: Bluetooth 5.3
- Przetworniki: dynamiczne przetworniki 11,6 mm
- Obsługiwane kodeki: AAC, SBC, LHDC 5.0
- Wbudowane mikrofony: Tak (3 w każdej słuchawce)
- Czas pracy na baterii: do 6 godzin (bez etui), do 36 godzin (z doładowywaniem z etui)
- Ładowanie: przewodowe USB-C, bezprzewodowe Qi do 2,5 W
- Funkcje: sterowanie gestami, połączenia multipoint, osobisty profil dźwięku, audio Hi-Res 24 bit
- Klasa szczelności: słuchawki IP54, etui IP55
- Zawartość zestawu: słuchawki, etui ładujące, kabel USB-C, wymienne adaptery, instrukcja obsługi,
- Wymiary pojedynczej słuchawki: 29,4 x 21,5 x 23,5 mm
- Wymiary etui: 55,5 x 55,5x 22 mm
- Masa pojedynczej słuchawki: 4,5 g
- Masa etui ładującego: 52 g
Pierwsze wrażenia
Słuchawki Nothing Ear (2) dotarły do mnie w niewielkim pudełku, wewnątrz którego oprócz samych słuchawek znalazłam ich etui ładujące, wymienne adaptery, przewód USB-C i instrukcję obsługi. Po wyjęciu urządzenia z pudełka przekonałam się, że pod względem designu nie różnią się one mocno od Nothing Ear (1).
Etui słuchawek zostało ponownie wykonane z tworzywa sztucznego – w sporej części tworzywa przezroczystego. Całość sprawia jednak wrażenie wykonanej solidnie – wszystkie elementy są ze sobą dobrze spasowane, a w zawiasie nie ma żadnych luzów. Z drugiej strony warto pamiętać, że plastik może się łatwo rysować. Tworzywo sztuczne dominuje również w samym słuchawkach.
W etui znalazły się rzecz jasna doki magnetyczne dla słuchawek, z których słuchawki wygodnie się wyjmuje. Podobnie jest w przypadku odkładania ich na miejsce, choć na początku trzeba przyzwyczaić się do tego, że słuchawki leżą w dokach w dość nietypowej pozycji.
Z boku etui znalazł się port USB-C oraz przycisk, który umożliwia włączenie trybu parowania słuchawek. Na pałąkach słuchawek zabrakło mi oznaczeń L i R. Trzeba zapamiętać, że słuchawka prawa oznaczona jest czerwoną kropką, a słuchawka lewa białą.
Nothing Ear (2) leżą w uszach dosyć pewnie. Ich długotrwałe użytkowanie nie wiąże się zaś z żadnym dyskomfortem. Innymi słowy, z tymi słuchawkami w uszach śmiało można spacerować, biegać i nie tylko. Nie powinniśmy ich zgubić.
Parowanie i łączność
Parowanie Nothing Ear (2) z innymi urządzeniami jest błyskawiczne i proste. Wystarczy otworzyć etui słuchawek i przytrzymać przez chwilę jego przycisk, aby słuchawki weszły w tryb parowania. Na smartfonie z Androidem lub komputerze z Windows znajdującym się w pobliżu (jeśli łączność Bluetooth jest na nim włączona) natychmiast pojawi się monit proponujący sparowanie ze słuchawkami. Po akceptacji parowania na smartfonie z Androidem monit zaproponuje nam pobranie ze sklepu Google Play współpracującej ze słuchawkami aplikacji Nothing X.
W przypadku Nothing Ear (2) cieszy fakt, że słuchawki obsługują połączenia multipoint. Dzięki czemu możemy w nich na przykład słuchać muzyki z komputera i w razie potrzeby odebrać za ich pośrednictwem połączenie przychodzące na telefonie. Nothing Ear (1) tą funkcją nie dysponowały.
Aplikacja Nothing X
Na urządzeniach mobilnych Nothing Ear (2) współpracują ze wspomnianą aplikacją Nothing X. Jest to aplikacja umożliwiająca modyfikację brzmienia słuchawek i obsługiwanych przez nie gestów, śledzenie poziomu baterii słuchawek czy aktualizację oprogramowania urządzenia. Możemy z niej korzystać w języku polskim, a jej interfejs jest czytelny i przejrzysty. Niemniej, znalazły się w niej pewne tłumaczeniowe błędy. Na przykład, zamiast korektora aplikacja zawiera „wyrównywacz”.
Istotny jest fakt, że w przypadku słuchawek Nothing Ear (2) wraz z aplikacją Nothing X możemy przeprowadzić test, który dopasuje brzmienie tych słuchawek idealnie do naszego słuchu. Niestety odkryłam, że część aplikacji poświęcona temu testowi nie została przetłumaczona z języka angielskiego. Aplikacja pozwala też przeprowadzić test personalizujący ANC.
Brzmienie i działanie słuchawek
Jako że ja słuchawek Nothing Ear (1) nigdy nie miałam w swoich uszach, nie jestem w stanie porównać ich brzmienia do brzmienia słuchawek Nothing Ear (2). Mogę jednak bezapelacyjnie stwierdzić, że Nothing Ear (2) brzmią bardzo dobrze – aczkolwiek nie perfekcyjnie. Pozytywnie zaskoczył mnie ich dynamiczny i głęboki bas. Wolałabym jednak, aby wokal wysuwał się bardziej na przód, a tony wysokie były mniej piskliwe, zwłaszcza przy wysokim poziomie głośności.
Brzmienie Nothing Ear (2) jest bardzo szczegółowe – słuchając przeróżnych utworów, bardzo łatwo jest odróżnić w ścieżce dźwiękowej poszczególne instrumenty. Słuchawki te dysponują też dość sporą sceną. Nie potrafiłabym wymienić gatunku muzyki, której w Nothing Ear (2) słuchałoby się źle.
A czy warto wykonać w Nothing Ear (2) test spersonalizowanego brzmienia? Ja preferuję brzmienie, które słuchawki oferują po wyłączeniu spersonalizowanego profilu, ale w przypadku każdego użytkownika może być inaczej.
Aha, mocno cieszy fakt, że oprócz kodeku SBC i AAC, Nothing Ear (2) obsługują kodek LHDC 5.0. Niestety kodek LHDC 5.0 jest jednak wspierany przez niewiele smartfonów, a mój smartfon do tych urządzeń nie należy.
Warto jeszcze powiedzieć kilka słów o gestach obsługiwanych przez Nothing Ear (2). Gesty te polegają na „szczypaniu” pałąków słuchawek. Pojedyncze uszczypnięcie pozwala na przykład zapauzować lub wznowić odtwarzanie, podwójne skoczyć do przodu lub odrzucić połączenie, a potrójne skoczyć do tyłu. Z pomocą gestów można też przełączyć tryb działania ANC. Domyślnie z ich pomocą nie można zmieniać głośności odtwarzania, ale aplikacja Nothig X pozwala tę funkcję przypisać – chociażby gestowi uszczypnięcia i przytrzymania.
Aktywna redukcja szumów
Producent zapewnia, że słuchawki Nothing Ear (2) zapewniają aktywną redukcję szumów do 40 decybeli. Ale jak ich ANC sprawdza się w praktyce? Nieźle, choć w tej kwestii oczekiwałam od nich czegoś więcej. Nothing Ear (2) wyciszają dobrze hałasy miejskiej dżungli, ale już gorzej radzą się z hałasami generowanymi na przykład przez silniki samolotu. Czy warto aktywować w nich spersonalizowany tryb ANC? Ja nie odczułam po włączeniu go żadnej różnicy. Być może w Twoim przypadku będzie inaczej.
Poza trybem ANC w Nothing Ear (2) możemy włączyć też tryb transparentny. Ten przyda się chociażby tym osobom, które podczas uprawiania aktywności fizycznej poza domem chciałyby słuchać muzyki w słuchawkach, ale jednocześnie słyszeć odgłosy z otoczenia dla własnego bezpieczeństwa.
Mikrofony i rozmowy telefoniczne
Nothing Ear (2) bardzo dobrze sprawdzają się podczas rozmów telefonicznych. Nawet w bardzo hałaśliwym otoczeniu technologia Clear Voice, odpowiadająca za wygłuszanie hałasów docierających do użytkownika, sprawdza się jak należy. Daje ona za wygraną jedynie w walce z gwałtownymi podmuchami wiatru.
Bateria
Producent deklaruje, że słuchawki Nothing Ear (2) powinny pozwalać na słuchanie muzyki przez około 6 godzin – z wyłączonym ANC. Doładowywanie z etui ma zaś wydłużać ich czas pracy do 36 godzin. W ich przypadku czas pracy na baterii nieco wydłużono zatem względem czasu pracy na baterii, jaki oferowały słuchawki poprzedniej generacji. To powiedziawszy, w tej klasie cenowej jest on po prostu przyzwoity.
Ładowanie etui słuchawek odbywa się za pośrednictwem dołączonego do zestawu przewodu USB-C. Można je też jednak ładować bezprzewodowo za pośrednictwem ładowarki zgodnej ze standardem Qi. Aby przewodowo naładować słuchawki i etui od 0 do 100 procent, potrzebne są około 2 godziny.
Podsumowanie
Nothing Ear (2) to słuchawki, których używało mi się bardzo dobrze. Zapewniają one bowiem wysoką jakość brzmienia, a niektóre osoby z pewnością ucieszy fakt, że brzmienie to można spersonalizować poprzez przeprowadzenie specjalnego testu. Docenić można też obsługę kodeku LHDC 5.0, jednak trzeba pamiętać, że na razie nieliczne smartfony go wspierają.
Nothing Ear (2) to także wciąż dość nietuzinkowy design, intuicyjna obsługa gestów, obsługa połączeń multipoint oraz wysoki komfort użytkowania. Pod kilkoma względami Nothing swoje dokanałowe słuchawki TWS niewątpliwie udoskonaliło. Nie jestem jednak pewna, czy Nothing Ear (2) powinny kosztować aż o 230 złotych więcej, niż Nothing Ear (1).
Mocne strony:
+ unikatowy design
+ bardzo dobre brzmienie
+ obsługa kodeków SBC, AAC i LHDC 5.0
+ intuicyjne gesty
+ dobra jakość wykonania
+ przyzwoity czas pracy na baterii
+ słuchawki komfortowo leżą w uszach
+ obsługa połączeń multipoint
Słabe strony:
– błędy tłumaczeniowe w aplikacji Nothing X
– efektywność ANC nieco rozczarowuje