Nietypowy design nawiązujący do premium
Philips Fidelio T1 to teoretycznie klasyczne słuchawki TWS wyposażone dodatkowo w funkcję ANC, czyli aktywnej redukcji szumów otoczenia. W praktyce różnią się od niemal każdych słuchawek na rynku pod względem wyglądu.
Philips Fidelio T1 jak na model douszny są bardzo duże. Mają podłużny kształt i dość mocno odstają poza obrys ucha nawet po poprawnym umieszczeniu. Ogromne jest też etui ładujące. Przynajmniej dwukrotnie większe od typowej obudowy słuchawek TWS, przez co transportowanie go w kieszeni spodni jest utrudnione. Plecak czy damska torebka będą tu pomocne.
Producent bardzo chciał oddać w ręce użytkowników produkt z segmentu premium i czuć to na każdym kroku. Eleganckie etui wykonane jest ze szczotkowanego aluminium. Górna klapka pokryta jest przy tym ekologiczną, szkocką skórą Muirhead, znaną też z innych słuchawek Philipsa. O ile w przypadku konstrukcji nausznych zastosowanie tego materiału ma sens, tak tu uważam to za niepotrzebną fanaberię. Ale może komuś taki dodatkowy smaczek premium będzie się podobać.
Etui wyposażone jest w diodę sygnalizującą stan pracy, a z tyłu znajdziemy też złącze USB-C do ładowania. Klapka uchyla się bardzo przyjemnie, a słuchawki (ze względu na rozmiar tym razem pchełkami ich nie nazwiemy) precyzyjnie lądują na swoim miejscu po odłożeniu.
Same słuchawki mają podłużny i dość nietypowy kształt, do którego trzeba się przyzwyczaić. Duża powierzchnia została wykorzystana na panele dotykowe, które ze względu na ich wielkość obsługuje się bardzo wygodnie. Tutaj duży plus. Znalazło się też miejsce dla czterech mikrofonów do poprawnego działania funkcji ANC.
Problemy pojawiają się jednak podczas wkładania Philips Fidelio T1 do uszu. Nie każdemu ten kształt będzie w 100% pasować. W moim przypadku po blisko 30-minutowej walce wypracowałem sposób wkładania i rozmiaru wkładek, który sprawdzał się nieźle. Wciąż jednak słuchawki nie siedziały w uszach tak pewnie, bym wybrał się z nimi na siłownię czy na wiosenną przebieżkę w teren. Niekiedy jedna z nich potrafiła wypadać, ale być może to już indywidualna kwestia budowy moich uszu.
Trzeba jednak przyznać, że Philips postarał się pod względem zawartości pudełka. Znajdziemy w nim bardzo dużo wkładek gumowych o różnych rozmiarach. Jest ich aż sześć! Są też trzy zestawy pianek Comply, które w moim przypadku uratowały testy – tylko one pasowały idealnie.
Jak już udało mi się dopasować wkładki i wcisnąć odpowiednio słuchawki do uszu, to były bardzo wygodne. Nawet dłuższa sesja z muzyką nie sprawiała bólu czy dyskomfortu. Jeśli więc kształt Fidelio T1 nie będzie nam przeszkadzać, to słuchawki mogą okazać się więcej niż komfortowe.
Bezkonkurencyjny czas pracy na baterii
Można narzekać, że Philips Fidelio T1 są nieco za duże, ale rekompensują to pojemną baterią. Słuchawki bez etui mogą grać nawet przez 9 godzin z włączonym ANC. W praktyce nigdy nie zdarzyło mi się, aby rozładowały się w trakcie słuchania muzyki. Etui pozwala na przedłużenie finalnego czasu pracy o kolejne 25 godzin, co jest rewelacyjnym wynikiem. Po wyłączeniu ANC słuchawki mogą maksymalnie działać nawet przez około 48 godzin. Można więc wyjechać z nimi na wakacje bez zabierania ze sobą ładowarki, choć akurat to nie problem, bo etui ładuje się przez złącze USB-C.
Pochwalić trzeba przy tym też czas ładowania. Etui do pełna uzupełnia energię w około 2 godziny, co jest bardzo dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę późniejsze możliwości obudowy.
Bardzo dobrze wypada też łączność. W moich standardowych testach, które przeprowadzam na każdych słuchawkach, nie zauważyłem żadnych szumów i zniekształceń w obrębie kilku metrów od źródła dźwięku. Philips Fidelio T1 grały perfekcyjnie nawet wtedy, gdy przebywałem dwa pomieszczenia dalej od smartfona.
Nic nie stoi też na przeszkodzie, aby korzystać wyłącznie z jednej słuchawki np. w formie zestawu słuchawkowego do rozmów. Gdy przejdą w tryb mono, można je łatwo ponownie zsynchronizować, naciskając przycisk na etui.
Plusem jest też obsługa funkcji Bluetooth Multipoint, dzięki czemu słuchawki podłączymy jednocześnie do dwóch różnych źródeł dźwięku. Dzięki temu możemy np. słuchać muzyki z komputera, a gdy ktoś zadzwoni na telefon, bezproblemowo odebrać połączenie.
Dźwięk – najjaśniejszy punkt zestawu
Philips Fidelio T1 nie zawodzi pod względem dźwiękowym. Brzmienie wydobywające się z aktywnych przetworników jest bardzo neutralne, zrównoważone i po prostu przyjemne. Nie oznacza to jednak, że jest nijakie. Wręcz przeciwnie!
Bardzo dobrze działa tu separacja pasm. Nie ma problemu z wyodrębnieniem poszczególnych instrumentów i docenieniem w utworach smaczków, które na słabszych słuchawkach są niedostrzegalne.
Wokale są bardzo wyraźne, a góra świetnie współpracuje z średnicą, nie „zabijając” się nawzajem. Mamy tu do czynienia z harmonią, która jest dodatkowo komplementowana przez niskie tony. Te nie są przesadzone. Świetnie rozchodzą się po scenie, ale nie przytłaczają użytkownika. No chyba, że takie jest założenie utworu. Wtedy potrafią mocniej przycisnąć, pokazując swój pazur. Zdecydowanie nie brakuje im mocy. Po prostu pokazują ją w odpowiednich momentach, nie zagłuszając wyższych częstotliwości.
Świetnie wypada też scena. Jest odpowiednio szeroka i daje poczucie dużej przestrzeni. Dźwięki mają się gdzie rozchodzić i są przyjemniejsze w odbiorze.
Nawet funkcja ANC nie zubaża jakości dźwięku, co nie zawsze jest oczywiste. Nie widzę więc sensu, by z niej nie korzystać. Tym bardziej, że daje lepszą separację od otoczenia, ale o tym za chwilę.
Philips Fidelio T1 pod względem dźwięku jawią się jako uniwersalne słuchawki do szeroko pojętej muzyki. Świetnie wybrzmiewa tu najzwyklejszy pop, hip-hop, muzyka elektroniczna, gitarowa, czy nawet klasyczna. Każdy znajdzie tu coś dla siebie i na pewno nie będzie zawiedziony
ANC pomaga, ale nie imponuje
Aktywna redukcja szumów otoczenia jest tu przydatna, ale nie powala swoją skutecznością. Zauważalnie obniża liczbę dochodzących do nas dźwięków z zewnątrz, ale nie zapewnia absolutnego odcięcia, jak ma to miejsce w niektórych słuchawkach nausznych.
Już sama pasywna izolacja po dobraniu odpowiednich wkładek jest jednak bardzo dobra, więc nie jest to problemem. ANC działa dobrze i ma nawet funkcję usuwania uciążliwych szumów wiatru. To dobra opcja, gdy korzystamy ze słuchawek na świeżym powietrzu. Jest też oczywiście tryb otoczenia, który wpuszcza dźwięki z zewnątrz przez mikrofony, przez co możemy np. prowadzić rozmowę z inną osobą bez wyciągania słuchawek z uszu.
Funkcjami ANC można sterować z poziomu dedykowanej aplikacji. Podejrzymy w niej także poziom naładowania słuchawek czy włączymy jeden z czterech przygotowanych trybów dźwiękowych: podbicie niskich tonów, głosu, tonów wysokich lub tryb potężny. Niestety zabrakło tradycyjnego equalizera.
W ustawieniach można też wyłączyć panele dotykowe, funkcję Bluetooth Multipoint czy czujnik zbliżeniowy, który automatycznie pauzuje odtwarzanie muzyki po wyciągnięciu słuchawki. W aplikacji został on jednak błędnie przetłumaczony jako czujnik zużycia.
Świetnie słuchawki, ale nie dla każdego
Philips Fidelio T1 to bezsprzecznie bardzo dobre słuchawki bezprzewodowe, oferujące świetną i wyważoną jakość dźwięku, wraz z funkcją ANC. Ich kształt nie każdemu musi jednak przypaść do gustu, a budowa potrafi być problematyczna. Jeżeli akurat nie ma to dla nas znaczenia, będą to jedne z lepszych słuchawek do 1000 zł.
Plusy:
+ bardzo dobry, zrównoważony dźwięk
+ długi czas pracy na baterii
+ wysoka jakość wykonania
+ aż 9 zestawów wkładek w zestawie
Minusy:
– kształt potrafi być problematyczny
– brak equalizera w aplikacji