Gdy pojawiła się propozycja przetestowania laptopa HP Probook 440 G10, uśmiechnąłem się w duchu, bo od prawie 4 lat wykorzystuję regularnie służbowego EliteBooka 860 G6, więc z serią biznesowych laptopów tej marki mam już pewne doświadczenie. Nie tylko ja zapewne. Cześć z Was doskonale pewnie zna te komputery, bo jest to jeden z popularniejszych profesjonalnych wyborów jeśli chodzi o flotę firmowych komputerów. Sprawdziłem, jak ProBook radzi sobie na co dzień, nie tylko w pracy. Oto moje wnioski!
Urządzenie HP ProBook 440 G10 zostało wypożyczone redakcji na czas trwania testów przez firmę HP Polska.
Komputery biznesowe wyróżniają się wieloma cechami na tle swoich kuzynów przeznaczonych na rynek konsumencki. Jedną z nich jest cena, ale również zdecydowanie jakość wykonania. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że są one… bardzo podobne do siebie. Solidna konstrukcja, bogactwo portów i specyfikacja, która ma dać sobie radę z intensywną pracą biurową, z naciskiem na słowo „intensywną”. Niezależnie czy wybierzemy Dell Latitude, Lenovo ThinkPad czy właśnie bohatera tej recenzji, czyli HP serii ProBook.
Wygląd zewnętrzny. Elegancka wszechstronność
Z zewnątrz jest to w zasadzie niezmienna forma poprzednich generacji po lekkim liftingu. Srebrny korpus z aluminiowymi wstawkami. Jest to naprawdę elegancki i stylowy design. Taki w sam raz dla typowego korposzczurka. W sensie dla takiego przeciętnego pracownika biurowego, który komputer ten wykorzystuje przede wszystkim do pracy z arkuszami Excela, dokumentami Worda, rozmów i konferencji na Teamsach, Meetsach czy Slackach. Wygodne i funkcjonalne, wszak ma to być idealny komputer do pracy.
HP ProBook 440 G10 ma wygodną i oczywiście podświetlaną klawiaturę oraz duży touchpad. Pod tym względem nie można się do niczego przyczepić. Pisanie, nawet długich, maili na tym komputerze to będzie całkiem przyjemne doświadczenie. Nad ostatnim rzędem klawiatury, gdzie umieszczono klawisze funkcyjne, znajdziemy długi grill kryjący głośniki, choć pełniący przede wszystkim funkcję dekoracyjną.
Sam ekran jest rzecz jasna pokryty matową antyrefleksyjną powłoką i można go rozłożyć całkowicie płasko aż do 180 stopni. Na środku górnej krawędzi ulokowano obiektyw kamery do wideo-rozmów, która, co typowe dla biznesowej klasy, ma wbudowaną przesłonkę dla zapewnienia prywatności. HP ProBook 440 G10 ma relatywnie wąskie ramki wokół ekranu, choć oczywiście nie jest to jakiś rekord świata w tej kwestii. Wyświetlacz IPS pracuje w standardowej rozdzielczości FullHD i, co muszę przyznać, ma doskonałe kąty widzenia.
HP ProBook 440 G10 nie zawodzi również jeśli chodzi ilość dostępnych portów. Jak już wspomniałem, jest to raczej standard w tej klasie sprzętu, więc zaskoczenia nie ma. Na prawej krawędzi umieszczono zdecydowanie najwięcej dobroci. Znajdziemy tam, poza typowym złączem zasilania (z nim związana jest pewna ciekawostka) dwa złącza USB-C, pełne złącze USB-C, złącze HDMI, złącze słuchawkowe oraz slot na karty microSD. W tej okolicy na palmreście znajdziemy też czytnik linii papilarnych.
Wspomnianą wyżej ciekawostką jest fakt, że w zestawie znajduje się ładowarka… USB-C! Tak, dokładnie. Pomimo obecności wbudowanego standardowego złącza ładowania, mamy też możliwość zasilenia komputera za pomocą złącza USB-C. Mamy więc dwie możliwości i sądzę, że domyślny port jest tutaj w sumie zbędny, ale zakładając, że w firmie mamy takich komputerów setki, to ładowarka zawsze może się znaleźć, gdy będzie potrzebna.
Na drugiej krawędzi jest nieco skromniej. Znajdziemy tutaj miejsce na blokadę Kensigton, port ethernetowy oraz dodatkowe złącze USB-A. Trzeba szczerze przyznać, że pod tym względem HP ProBook 440 G10 nie ma się czego wstydzić. Jest dobrze i raczej żaden dodatkowy dongiel czy adapter nie będzie nam niezbędny do normalnej pracy.
„Pokaż kotku, co masz w środku”, czyli specyfikacja
W departamencie specyfikacji również HP nie zawodzi, bo skoro jest to komputer służbowy i do zadań… służbowych, to musi mieć jednak pewien zapas mocy. Zresztą umówmy się… rozbudowane mocniej niż Wszechświat (i tak samo szybko się rozrastające) arkusze Excela potrafią udławić nawet najmocniejszego gamingowego potwora. Dlatego odpowiednio mocny procesor oraz zapas pamięci operacyjnej RAM to podstawa. Można jednak przyoszczędzić na układzie graficznym, bo te zintegrowane GPU Intela i AMD do zastosowań biurowych nadają się idealnie.
Dobrze, to jaką konkretnie specyfikację ma ten komputer? Na pokładzie znajdziemy wydajny i energooszczędny procesor Intel Core i7 1355U Raptor Lake, wspierany przez 16 GB pamięci operacyjnej RAM DDR4 o częstotliwości … oraz zintegrowaną grafikę Intel UHD. Na nasze dane (oraz pliki systemowe) producent przygotował dysk SSD o pojemności 512 GB. Jest to taka raczej topowa specyfikacja, jeśli bierzemy pod uwagę komputery typowo biznesowe. Wszak nazwa Pro zobowiązuje.
Jak już wspomniałem powyżej, kwestią dyskusyjną jest tutaj układ graficzny Intel UHD, który niestety nie może zapewnić nam odpowiedniej wydajoności jeśli chodzi o przetwarzanie grafiki. Renderować filmów czy grać w gry raczej na tym sprzęcie nie będziemy, więc nie jest to przesadny powód do zmartwień. Co nie zmienia faktu, że pograć możemy, pod warunkiem że bierzemy tu pod uwagę lekkie tytuły indie lub stare gry retro. O odpaleniu najnowszych gier AAA nie ma tutaj najmniejszej mowy. Komputer rzecz jasna pracuje pod kontrolą systemu Windows 11, co nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem.
Testy wydajności. Cyferki prawdę Ci powiedzą
Oczywiście recenzja ta nie byłaby pełna, gdybym nie przeprowadził testów syntetycznych. Co mówi więcej niż tysiąc słów? W tym przypadku nie są to kokosowe słodkości, a wyniki benchmarków Cinebench, PC Mark, 3D Mark. Wyniki? Jak niżej:
- Cinebench: 5833 (Multi-Core), 1661 (Single-Core)
- 3DMark: 1292
- PCMark: 4895
Widać jak na dłoni, że może nie jest to jakiś tytan mocy, ale to, co widzimy w wynikach testów wydajności, jest spójne z ogólną charakterystyką tego komputera. To po prostu solidna maszyna do pracy biurowej. Tyle i aż tyle.
Wilcza wataha na straży naszego bezpieczeństwa. HP Wolf Security
Egzemplarz, który otrzymałem do testów, jest to wersja z oprogramowaniem HP Wolf Security. Czym to tak w zasadzie jest? To kompleksowe oprogramowanie chroniące dane zgromadzone naszym komputerze służbowym. Jak wiadomo, dla każdej firmy, sposób, w jaki obchodzą się z komputerami jej pracownicy, bywa zagadnieniem krytycznym. Błąd ludzki to najczęstszy powód złamania zabezpieczeń i wycieku danych.
W odróżnieniu od klasycznych systemów antywirusowych, HP Wolf Security izoluje i powstrzymuje zagrożenia, takie jak phishing i ransomware, zanim zdołają zainfekować urządzenie. Dlatego też taki dodatkowy poziom ochrony, zintegrowany bezpośrednio z komputerem, to kolejna ściana, chroniąca dane na nim zgromadzone. Warto ją mieć, niż jej nie mieć. Choć muszę też wyznać, że częstotliwość powiadomień o aktualizacji oprogramowania i z tej okazji konieczności restartu urządzenia, bywała chwilami irytująca.
HP jest niczym pomidorowa. Każdy go doskonale zna i prawie każdy lubi
W ramach szybkiego podsumowania muszę powiedzieć jedno: jestem fanem komputerów biznesowych, bo są do woły robocze nie od zdarcia. Dużo lepiej wykonane niż linie typowo konsumenckie, ale też klient biznesowy jest nieco bardziej wymagający i ma też wyższe budżety. Przecięty konsument jednak wcale nie musi się tym martwić, bo rynek sprzętów poleasingowych to istna kopalnia tanich i solidnych sprzętów. W segmencie konsumenckich tak długiego życia sprzętu trudno oczekiwać. To jest najlepszy dowód na to, że komputery takie jak HP ProBook to dobra inwestycja, która posłuży lata.
Kupując dziś taki komputer, możemy być raczej pewni, że przez najbliższe kilka lat popracuje bez zarzutu. Co ciekawe poprzednia generacja dokładnie tego komputera, czyli ProBook 440 G9 trafił do uczniów polskich szkół w ramach rządowego program Laptop dla Ucznia. Konstrukcyjnie, są one do siebie bardzo zbliżone. Jeśli gdzieś w przyszłości staniecie przed dylematem, czy warto wybrać HP ProBook 440 G10, czy może ThinkPada, to ja Wam podpowiem: posłuchajcie serca, bo niezależnie od wyboru, będzie on dobry.